Poezjotwórczy potencjał Krosna (i okolic)
Oto zebrane w jednym miejscu, na kartach książki, liryczne wypowiedzi poetek i poetów opatrzone jednoczącym tytułem Krosno i okolice, rozpięte ramą czasową od wieku XV po chwilę obecną, poświęcone miastu nad Wisłokiem i tej wskazanej, bardzo swobodnie potraktowanej, „okolicy” lub nim/nimi inspirowane.
Antologię tę nazwałbym szczególnego rodzaju dokumentacją, a jej opracowanie i opublikowanie w formie książkowej było nie tylko koniecznością, ale i w pewnej mierze serdecznym obowiązkiem, które – wreszcie – został spełniony. Po żmudnych zapewne pracach redakcyjnych, skomplikowanych wyborach związanych z selekcją materiałów, tria lub trójcy, jak kto woli, a mianowicie Jan Belcika, Marka Petrykowskiego i Wacława Turka, narodził się w końcu prezentowany zbiór. Przy czym pierwszy z antologistów wcielił się jeszcze w rolę ojca-przewodnika, bo książkę zaopatrzył we wstęp o, znaczącym jak mniemam (ale o tym pod koniec) tytule „Mały testament”.
Antologie zazwyczaj odpowiadają na zapotrzebowania osoby, tutaj: osób, które ją układają. Temat zostaje poddany oglądowi, aby móc się w jej/ich oczach potwierdzić i aby następnie ustalenie to można było przekazać czytelnikom. I tak też jest w tym przypadku.
W rezultacie działań wskazanej trójcy, powstał zbiór zawierający świadectwa obecności Krosna i jego okolic jako miejsca geograficznego, i obecności Krosna w świadomości jego mieszkańców, niekiedy osób w nim tylko goszczących, zjawiających się w nim przypadkiem lub w wyniku świadomego wyboru, Krośnian od pokoleń, niedawno w mieście osiadłych lub tych, którzy dawno je opuścili. Tych wszystkich, których wedle historyczno-nostalgicznej terminologii nieocenionego folklorysty Franciszka Kotuli, określać można i przyporządkować kategoriom: „Pnioków”, „Krzoków” lub „Ptoków”. Tak samo wszelkiej proweniencji „Okolicznikom”, którzy na Ziemię Krośnieńską trafiali na przestrzeni wieków, od Pawła z Krosna poczynając.
Głos w lirycznej formie zabierają więc miłośnicy i zwolennicy miasta (w zdecydowanej większości), jak i jego zdystansowani obserwatorzy. Wrogowie właściwie się nie ujawnili. Bo też zapewne takich nie ma. Do antologii trafiło siedemdziesięcioro poetek i poetów, których siedemdziesiąt siedem tekstów zostało uporządkowanych wedle klucza alfabetycznego. W takim przypadku chyba jedynego możliwego do zastosowania. Rozsądnie podzielono też zbiór na dwie części, zbierające tych autorów, którzy urodzili się przed wiekiem XX-ym i tym wieku właśnie, a nawet i osoby młodsze. Choć to kryterium prowokuje do pewnych uwag, ale nie tak istotnych (by wskazać choćby tylko na obecność utworów Marii Konopnickiej czy Ignacego Łukasiewicza – cennych z punktu widzenia biografii tych postaci – ale, w których to wierszach nie ma krzty tego, co lokalne, a co mogłoby świadczyć o ich związkach z „okolicą” poza tym, że w niej się pojawili i przebywali jakiś czas).
Zachowany został maksymalnie możliwy obiektywizm wyboru, choć jego podstawą było skoncentrowanie uwagi na obrazach miasta i – raz jeszcze podkreślam: bardzo swobodnie w sensie geograficzno-administracyjnym potraktowanych granicach Ziemi Krośnieńskiej – próbach uchwycenia tej zwiewnej cechy, którą zwykło się określać mianem genius loci. Wolno przypuszczać, na podstawie ilości zaprezentowanych wierszy, że jakiś szczególny duch tego miasta tkwi w jego przestrzeni, stymuluje jego rozwój, przyciąga ludzi, generuje nowe zjawiska, w tym twórczość literacką. Bywa, że bezcenną.
Dlatego są tu obok siebie autorzy z ugruntowaną pozycją w świecie literackim i tacy, którzy do niego próbują się dostać, autorzy znani, jak i początkujący. Są poetki i poeci. Autorzy obdarzeni wysoką kulturą literacką i tacy, którzy dopiero próbują ją budować; tacy, którzy są świadomi swego warsztatu, siły oddziaływania słowa, jak i ci, których udziałowi w antologii przyświeca szlachetność intencji, by nie rzec zwykłe niekiedy „rymarstwo” i dobre, zapewne szlachetne chęci, choć i widoczne braki. Jednakże wzięte w całości pod uwagę, pokazuje, że to wcale niemało.
Dlaczego? Otóż z tego najprostszego powodu, że poeci posługujący się tyleż podstawowym, co finezyjnym narzędziem komunikowania, jakim jest słowo, właśnie z tego powodu są w stanie uchwycić, zarysować, a choćby tylko zasugerować, to, co jest najbardziej delikatną, ale zarazem najgłębszą prawdą o duchu, o specyfice, o odmienności miasta i jego okolic, tego miasta i tych okolic, z którym poeci czują się związani lub tylko zainteresowani nim samym, demonstrując poczucie szczególnego rodzaju wspólnoty z jego mieszkańcami, jedynej w swoim rodzaju przestrzeni.
To tyleż zbiór specyficznych „cytatów miasta” i jego bliższych czy dalszych okolic, wszak każdy z wierszy jako taki można potraktować, ale przede wszystkim jest to manifestacja przyjaźni, a może nawet miłości, a zatem uczuć niezwykłych, szlachetnych, wyższych, bo skierowanych do miejsca w sensie geograficznym. I jak to w prawdziwej przyjaźni czy miłości nawet bywa, nie jest to – szczęśliwie – uczucie bezwarunkowe czy ślepe.
Wiele ze zgromadzonych tu utworów, co zrozumiałe, duża część wierszy, opisuje topografię Krosna – i znów muszę dodać: okolic – jego/ich położenie oraz charakterystyczne i nierozerwalne z miastem składniki jego identyfikacji, najpierw te z tradycją wyrobu szkła, a więc ono samo jako termin dookreślający, czy hutnicza piszczel, przebrzmiałe w dzisiejszym kontekście: „gnijący len” i „Marmolada” oraz to, co najbardziej z miastem i okolicą kojarzone, czyli tradycje przemysłu naftowego: kiwony, kieraty, „zaropiałe liny”, olej skalny, kamfina, lampa naftowa, postać Łukasiewicza, widok Prządek i balonów nad miastem. Bardzo często pojawiają się charakterystyczne budowle, ale mowa jest też o postaciach z miastem związanych, stąd na przykład widok wieży kościoła farnego („Portiusowa wieża farna”), która zda się być jednym z najbardziej charakterystycznych elementów struktury urbanistycznej, ponadto znane miejsca i lokalizacje, jak: rynek (pojawia się wielokrotnie), podcienia (także częste), bywa, że nawet zestawione w jeden ciąg: „rynek – podcienia”, pręgierz, „fontanna na krośnieńskim rynku”, „portal wójtowski”, oczywiście kościół Franciszkanów i Kaplica Oświęcimów, dom Mięsowicza, ulica Kletówki i „stara kamienica na Pawła”, naturalnie Wisłok i „stare kościołki”, stary cmentarz, Makalan czy Zawodzie.
I to są bez wątpienia rozpoznawalne znaki miasta Krosna. Jeżeli zaś idzie o jego okolice, to tu już rzecz mocno się komplikuje i mamy rozrzut trudny do ogarnięcia. Bo zaliczyć do jej składu należy: jasne i czytelne znaki, jak: Odrzykoń, czy drogę do Odrzykonia, Korczynę, Kombornię, Bóbrkę, Zręcin, Iwonicz, Rymanów, wielokrotnie przywoływaną Duklę, Cergową, Żarnowiec, ale i Hoczew, Turze Pole, całe Bieszczady i Beskidy, Podkarpacie i Rzeszów, „ziemię krośnieńską”, jest też „Łemkowyna: zaraz za Sanem”, a nawet Pilzno, Biecz czy Binarowa, dawna Galicja i „Podgórze Galicyjskie” aż po „węgierską przestrzeń” i same Węgry z Cisą i Dunajem.
Impresyjne opisy, topograficzne migawki, wspominanie krainy lat dzieciństwa, są w takiej sytuacji czymś naturalnym i oczywistym.
Zapewne o kształcie wielu wierszy zadecydował wpływ typowych konwencji artystycznych, kalek, stereotypowych ujęć, które są składnikami pewnego nadmiernego niekiedy zaufania w sprawdzone tradycją czynniki literaturotwórcze. Stąd naturalna niejako skłonność do epizacji liryki. Wszak wiersze mówią o sprawach wielkich, a pole obserwacji zakreślone jest wyjątkowo szeroką perspektywą.
Bywa także w takich sytuacjach widoczna specyficzna redukcja i przekształcanie języka, przez co odwołania następują do jakby niezmiennego zasobu możliwości poetyckiego wymiaru. W takich przypadkach poeci zdają się uważać jego potencjał i stan za kompletny i właściwy do wyrażania uczuć czy przekonań. Język ma być więc statyczny, trwały, istniejący jakby poza czasem, co prowadzi – niestety – do pewnego „rozjechania się” rzeczywistego obrazu świata i jego poetyckiego odwzorowania, do rozbieżności między doświadczeniem i jego wyrażaniem. Ale też wtedy rzeczywistość ta buduje się niczym mit ujawniający się między innymi właśnie w przywoływaniu sprawdzonych formuł poetyckich. Wiara i zaufanie w te utrwalone schematy poetyckości są dodatkowo podbudowywane rozpoznawalnymi i typowymi wątkami, jak nostalgia, czy patriotyzm lokalny, zazwyczaj z silną nutą religijności. Ale też często poprzez takie działania poeci stają się wyrazicielami uczuć zbiorowych, utwierdzającymi swych czytelników w przekonaniu o słuszności ich gustów i przyzwyczajeń.
Jednakże nawet takie mniej wysmakowane artystycznie utwory pełnią ważną rolę, bo należą do literackiego podglebia, może nawet literackiego folkloru, być może mają charakter peryferyjny, tworzą obieg ograniczany do niewielkich (niewielkich? wszak Krosno z okolicami tworzą paręset tysięcy mieszkańców) społeczności o lokalnym charakterze.
Ale też w tym jednak tkwi moc zebranych tu wierszy, bo niewątpliwie cechuje je silny związek z naturalnym środowiskiem, a wśród poetów dominuje przekonanie o istnieniu rzeczy trwałych i niezmiennych. Na pewno jest to taki zbiór tekstów, którego nie powinno się lekceważyć. Którego lekceważyć nie wolno.
Często chodzi tu nie tyle o odwołanie do przeżycia estetycznego czy literackiego odbiorców, co o wyakcentowanie społecznej roli poezji jako przekaźnika wartości. Silne jest nastawienie na pożytek, który ma płynąć z komunikowania, z chęci bezpośredniego oddziaływania, który ma wywoływać wzruszenie, aprobatę, a w rezultacie przekonywać do szczerej opowieści o własnym mieście i jego bliższych czy dalszych okolicach.
Taki sposób uprawiania poezji może się znakomicie przyczyniać do podtrzymania więzi społecznych i rozbudzać potrzeby estetyczne, może także kształtować gusty.
Czy wstęp powinien nosić tytuł „Mały testament” – to obiecany na początku powrót do tego wątku – nie jestem przekonany. Sugestia nawiązań do „Wielkiego testamentu” jest oczywista i koneksja przednia, bo to arcydzieło, liryczne wyznanie poety-rzezimieszka, rodzaj spowiedzi, w której najważniejsze są uczucia i przeżycia bohatera, któremu nie przeszkadzają nierówny stopień doskonałości artystycznej czy duża rozpiętość stylistyczna, ale za to przyciągająca barwna i wyrazista osobowość. Czyżby miała to być sugestia kierunku lektury poszczególnych wierszy współtworzących krośnieńską antologię? Ojciec-wstępista zasłania się wierszem Jana Zycha: „to on”. Nie ma co się obawiać i pomniejszać własnych zasług. Antologia Krosno i okolice to nie „mały testament”, a manifest wielkiej, co najmniej sympatii, do własnego miasta. I okolic. Nie testament czyli podsumowanie, a życie w teraźniejszości i wskazanie kierunku na przyszłość.
Tak więc książka ta, nie jest „małym”, a całkiem „wielkim” wyrazem przywiązania do ziemi rodzinnej, tej tyleż najbliższej, co przede wszystkim serdecznej okolicy, która ujęta w słowa i wersy, jak pisze Belcik, oddaje całą miłość, nostalgię i wiarę w bogactwo najmniejszej nawet, ale przecież własnej, ojczyzny.
Zebrane w antologii utwory liryczne są ewidentnym dowodem głębokiego afektu w stosunku do miasta. Do tego miasta. Wreszcie i to należy powiedzieć: że przyczyniają się one do budowania specyficznej, odświętnej przestrzeni, a zarazem odsłaniają sens i wartość codziennego w nim i wokół niego bytowania.
A Krosno ma poezjotwórczy potencjał o niespotykanej skali i zasobności inspiracji wszelakich. Aż żal, że dotąd prawie niewykorzystany. Na szczęście od teraz jest antologia Krosno i okolice. Od czegoś trzeba zacząć.
To, co początkowo było – najprawdopodobniej – jedynie swoistego rodzaju produktem ubocznym lektur, pojedynczych zamiłowań, może stać się i być znakomitym pomysłem do dyskusji w gronie ludzi zainteresowanych, na temat obecności Krosna i jego okolic w poezji oraz wzajemnych z nim relacji poetyckich. A tym, których miasto jeszcze nie przyciągnęło, książka może posłużyć do przełamania lodów, bliższego nim zaciekawienia.
Jan Wolski