Intensywność wydarzeń na Kolejowej 1 sprawia, że nie nadążamy z zapowiedziami kolejnych konkursów, koncertów, warsztatów, nagród i działań artystycznych. Na podsumowania i refleksje nie starcza już i miejsca, i czasu. Niemniej, gdy nie tylko nasi widzowie, ale również zaproszeni na Krośnieńskie Spotkania Teatralne artyści zaczęli nam przypominać o dobrym zwyczaju omówienia festiwalu, nie możemy nadal zwlekać z zebraniem w jednym miejscu naszych uwag, przemyśleń i reakcji ze strony publiczności KST.
Jesienną edycję 39. Krośnieńskich Spotkań Teatralnych obejrzało blisko 7 tysięcy widzów. Do udziału zaprosiliśmy 9 spektakli, w tym 1 dla dzieci, 1 dla młodszej młodzieży i 1 dla szkół ponadpodstawowych. Karnetem objętych było 6 przedstawień. Jeden spektakl, ze względu na ogromne zainteresowanie widzów, grany był dwukrotnie.
Rozpoczęliśmy 5 listopada spektaklem warszawskiego Teatru Dramatycznego „Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie”. Już na samym początku, gdy na scenie Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza pojawiła się scenografia i rozpoczęła próba świateł, dzieło Anny Tomczyńskiej i Ewy Garniec, wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z wyjątkowym zjawiskiem teatralnym. Czysta prawie ascetyczna, prosta forma, a jednocześnie absolutnie bogata we wszystko, czego teatr potrzebuje, żeby zachwycić, wprawiła nas w autentyczny podziw. Sam tekst Iwana Wyrypajewa jest przewrotny i nawiązuje do schematu psychodramy z nurtu Virginii Woolf. To taka fałszywa komedia, gdzie pod salonową rozmową kipią emocje, przypominają się zdrady, oszustwa i cała galeria kłamstw. Obsadę spektakl ma znakomitą, bo i Witold Dębicki, i Zdzisław Wardejn, to aktorzy z teatralnej ekstraklasy, nas jednak urzekła przede wszystkim Katarzyna Herman, której kreacja skradła serca krośnieńskiej publiczności. Osiągnęła niezwykłą intensywność postaci, zachowując jednocześnie umiar, elegancję i to delikatne drżenie, które nazywamy efektem motyla, a na scenie udaje się rzadko, i nie zawsze z dobrym skutkiem. Tym razem było perfekcyjnie dograne i ubrane w subtelności godne damy, a jednocześnie kipiące podskórną emocją.
Dwa dni potem, 7 listopada, powitaliśmy na Krośnieńskich Spotkaniach Teatralnych ulubioną przez naszą publiczność krakowską Bagatelę. Tym razem zaprosiliśmy spektakl, który miał swoją premierę na początku sezonu artystycznego, więc jeszcze nie jest „wygrany”, niemniej samo nazwisko reżysera gwarantowało nam wysoką teatralna jakość. Któż bowiem mógłby podjąć się reżyserii sztuki, gdzie praktycznie trzy razy trzeba powtórzyć ten sam tekst, uczynić to z lekkością i wdziękiem, jednocześnie trzymając się reguł obowiązujących na pograniczu komedii i farsy. Tym kimś jest Maciej Wojtyszko, jeden z najwybitniejszych reżyserów polskiej sceny i teatru telewizji. A swoje dzieło tak definiuje: Są dwa rodzaje poczucia humoru: „zachodnie” i „wschodnie”. (To oczywiście mój prywatny, żartobliwy podział.) We „wschodnim”, bardzo pięknym, zjadliwym, satyrycznym – słowem: gogolowskim – ludzie są zwyczajnie źli, bowiem zwykle „wschodni” bohaterowie mają dusze czarne jak noc. Brytyjski humor, ociekający powściągliwą ironią, zdecydowanie więcej wybacza. To sytuacje są złe, a człowiek dobry. I taki właśnie był spektakl Bagateli – wpisywał bohaterów w głupie, złe sytuacje, a widz ciągle zachowywał do nich sympatię. A autentyczne salwy śmiechu dopełniały ten sympatyczny, absolutnie radosny odbiór.
W każdej edycji Krośnieńskich Spotkań Teatralnych staramy się mieć spektakl-legendę, grany od lat przy nadkompletach, mający swoich wiernych widzów, entuzjastyczne recenzje i obsadę z gatunku dream team. Taki właśnie jest „Klub hipochondryków” - grany od 2003 roku w Teatrze Syrena. A u nas 15 listopada. Przedstawienie wyreżyserował Wojciech Malajkat, muzyka jest dziełem Zbigniewa Zamachowskiego, a obydwaj panowie, z niebagatelnym udziałem Piotra Polka, dosłownie szaleją na scenie. A temperaturę na krośnieńskiej scenie jeszcze „podgrzewał” fakt, że było to pożegnanie z tytułem. Atmosfera na widowni odpowiadała nastrojowi na scenie do tego stopnia, że w pewnym momencie Zbigniew Zamachowski poprosił o „czas dla drużyny”, aby dać zespołowi artystycznemu czas na powrót do roli, bowiem aktorzy bawili się do łez (sic!) na równi z widzami.
W zupełnie innej konwencji było „Porwanie Europy” Teatru Śląskiego (u nas 19 listopada). Spektakl nie do końca zachwycił wszystkich widzów, i wywołał gorącą dyskusję. A opinie były rozpięte w diapazonach ocen. Nas autentycznie zachwycił kostium i scenografia, dzieło Andrzeja Witkowskiego. To taka wspaniałość teatralna. Bogactwo baroku zderzone z cinkciarskim sznytem, salon versus chamstwo, które go pochłania, a jednocześnie jest niedoścignionym marzeniem każdego, kto do tego salonu się nie zalicza. Kwintesencją tej egzystencjalno-teatralnej dychotomii był monolog Kicia w brawurowej interpretacji Dariusza Chojnackiego.
A potem, 21 listopada, przyszła pora na „Kłamstwo”. Czekaliśmy na nie z niecierpliwością, a to z kilku względów. Po pierwsze z uwagą śledzimy działalność prowadzonej przez Piotra Szwedesa Kompanii Teatralnej, która korzystając z talentów swoich artystów, znakomitych tekstów i bardzo profesjonalnego podejścia do teatralnego warsztatu, tworzy spektakle, jakie po prostu chce się oglądać, i to oglądać z prawdziwą przyjemnością. Po drugie niezaprzeczalnie sam zespół jest gwarancją scenicznego sukcesu. A po trzecie bardzo chcieliśmy zobaczyć po raz pierwszy na scenie KST Joannę Liszowską. Jej pojawienie się widzowie powitali głębokim wdechem, i to z przyczyn oczywistych, bowiem piękno na podziw zasługuje. A potem, w miarę rozwoju scen, artystka zaskakiwała publiczność właśnie tym, że niejako „wycofała” seksapil na rzecz bardzo dojrzałej aktorsko kreacji. Scena jednak bezapelacyjnie należała do, uwielbianego przez krośnieńską publiczność, Wojciecha Malajkata, który gościł już u nas kilkakrotnie i mamy nadzieję, że będzie nas odwiedzał jeszcze wiele, wiele razy. I oby w tak wspaniałych konstelacjach scenicznych, jak z Piotrem Szwedesem.
Wieczorne spektakle zakończyło przedstawienie zrealizowane z okazji jubileuszu 70-lecia Jerzego Schejbala, prezentowane u nas 23 listopada. „Życie trzy wersje” jest sztuką goszczącą od lat na polskich scenach, i daje ona pole do popisu poprzez bardzo wyraźnie zróżnicowane i zdefiniowane postaci sceniczne, które ewoluują na oczach widza w przewidywalnych kierunkach, niczym w towarzyskim menuecie. Z prawdziwą radością powitaliśmy znowu na scenie Krośnieńskich Spotkań Teatralnych Olgę Sawicką, którą nasza publiczność oklaskiwała kilkakrotnie, kiedy gościła u nas ze Zbigniewem Zapasiewiczem. Teraz dosłownie zawojowała publiczność wspaniałym scenicznym temperamentem, wyczuciem komizmu, który nie boi się brawury, ciągle pozostając w klamrze najlepszych scenicznych rozwiązań.
Jesienną edycję 39. Krośnieńskich Spotkań Teatralnych dopełniły trzy spektakle dla naszej nieco młodszej widowni.
Na spektakl rodzinny – a to już nasza tradycja – zaprosiliśmy „Akademię pana Kleksa”. I trudno nam powiedzieć, kto bawił się lepiej – rodzice, czy też same dzieci. Bardzo kolorowy, bardzo roztańczony i rozśpiewany spektakl jest jeszcze jednym dowodem na to, że rzeszowski Teatr Maska nieprzypadkowo stał się ulubieńcem najmłodszych widzów. Kibicujemy tej scenie, i z uwagą śledzimy jej rozwój, a wielokrotna obecność na KST jest dowodem, że doceniamy tę drogę artystyczną.
Na spektakl dla młodzieży wybraliśmy przedstawienie muzyczne Polskiego Teatru Historii z Mikołowa. Uwagę naszą zwrócił sam tytuł: „Popiełuszko. Apostoł odwagi”. Odwagi potrzeba już, żeby brać na warsztat temat tak owiany legendą martyrologii i świętości. Młody zespół, przy udziale młodzieży z krośnieńskiego Liceum katolickiego, poradził sobie znakomicie, dając dojrzałe widowisko, pełne szacunku dla historii.
Na zakończenie 39. Krośnieńskich Spotkań Teatralnych po raz drugi zobaczyliśmy u nas Teatr PAPAHEMA – tym razem solo, bez scenicznego wsparcia Montowni. Na ubiegłorocznych KST młody zespół zwrócił naszą uwagę swoją sceniczną dojrzałością, znakomitą techniką, wyczuciem potrzeb dramaturgii. Pokazali nam swoje odczytanie „Macbetta” Eugèna Ionesco. Spektakl zdobył laury na 20. Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Nam podobał się bardzo. Z tych samych powodów, dla których doceniliśmy udział PAPAHEMY w „Calineczce dla dorosłych”. To jest dojrzała interpretacja, poszukująca poprzez proste środki wyrazu, prawd uniwersalnych, niezaprzeczalnych i na scenie, i w życiu.
Teraz patrzymy już w kalendarze na listopad 2018, to przecież 40-lecie Krośnieńskich Spotkań Teatralnych, a te przygotowujemy z bardzo szczególną starannością.